7 marca 2015

Rozdział 3


,,Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.''


***

-Mamo w szkole organizowana jest obowiązkowa wycieczka do Metz Way. Podpisałabyś mi oświadczenie, że wyrażasz zgodę?
-Oczywiście kochanie, ale na ile jedziecie? Gdzie będziecie spać? Co będziecie robić? - zapytała na jednym wydechu.
-Mamo spokojnie. Jedziemy na 2 tygodnie, pierwszy tydzień spędzimy pod gołym niebem śpiąc w namiotach, a drugi w jakiś domkach letniskowych.
-Pod gołym niebem ? Przecież to niebezpieczne. Nigdy nie wiadomo, co może się stać. Przecież mogą tam być jakieś dzikie zwierzęta. - powiedziała z obawą.
-Mamo. Nic się nie stanie. Skoro szkoła zorganizowała to dla uczniów to raczej w okolicy nie ma niebezpiecznych zwierząt.
-Mam złe przeczucia.
-Będę uważać. Obiecuję. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-No dobrze. To daj mi to oświadczenie.
Wyjęłam z plecaka kartkę, na której po chwili już widniał podpis mojej mamy. Porozmawiałyśmy jeszcze chwile, a później skierowałam się na piętro do mojego pokoju. Z powodu wyjazdu nie miałam nic zadane. Postanowiłam spakować wszystkie potrzebny rzeczy. Otworzyłam szafę i zaczęłam segregować wszystkie ubrania. Jedziemy pod gołe niebo, ale nie wiem czy będzie zimno czy też nie? Zbliża się jesień, więc raczej nie będzie gorąco. Zaczęłam pakować do wyjętej wcześniej walizki bluzki, kilka bluz, spodnie, mój ulubiony bordowy sweterek, bieliznę, skarpetki, kurtkę przeciwdeszczową, piżamę oraz koszulę. Powinnam zabrać śpiwór, ale nawet nie wiem czy taki posiadam. Nie przypominam sobie. Muszę iść na zakupy.
Spakowałam jeszcze szczotkę do włosów, szczoteczkę, pastę i inne tego typu rzeczy, a następnie skierowałam się na dół do mamy.
-Mamo mamy śpiwór ? - zapytałam schodząc ze schodów.
-Nie kochanie, ale jestem przekonana, że w tym sportowym sklepie w centrum na pewno jakiś się znajdzie. Zawiozłabym Cię, ale mam masę pracy. Poradzisz sobie?
-Oczywiście mamo. Nie jestem już dzieckiem.-powiedziałam trochę za szorstko.
-Wyrażaj się. Trzymaj i kup sobie to, co Ci jest jeszcze potrzebne. - powiedziała wyjmując z portfela pieniądze, które potem mi podała.
-Dzięki Mamo. - odpowiedziałam i skierowałam się do mojego pokoju, aby zabrać kurtkę. Ubrałam jeszcze buty i wyszłam z domu w kierunku przystanku autobusowego.



*** 

Wychodząc z autobusu skierowałam się w stronę centrum handlowego ''Bem''. Dziwna nazwa. Budynek był całkiem duży. Posiadał parter, na którym znajdowały się artykuły spożywcze oraz 2 piętra ze sklepami odzieżowymi, sportowymi lub AGD. Wjechałam ruchomymi schodami na 1 piętro i pokierowałam się do sklepu, o którym mówiła moja mama. Posiadał on zarówno ubrania jak i sprzęt sportowy. Weszłam do środka i zaczęłam wzrokiem przeszukiwać pomieszczenie. Gdy w końcu znalazłam to, czego szukałam, udałam się w tamtym kierunku. Po kilku minutach wybrałam granatowy średniej wielkości śpiwór. Nie potrzebny był mi duży przy moim 166 wzrostu. Zawsze zazdrościłam innym dziewczynom tego, że są wysokie i mają ładne długie nogi.
Kiedy miałam iść już w stronę kasy zobaczyłam piękną czarną sukienkę. Nie miałam zamiaru jej kupować, ale bardzo mi się spodobała, dlatego postanowiłam, że chociaż ją przymierzę. Wybrałam odpowiedni rozmiar i skierowałam się do przymierzalni. Sukienka ta była bez ramiączek i sięgała mi do połowy ud. Pokryta była koronką i rozkloszowywała się w okolicach bioder. Z tyłu znajdowało się całkiem spore wycięcie sięgające to połowy pleców. Wyglądałam w niej nawet okej, jednak i tak nie robiło to wrażenia. Kiedy chciałam już zdjąć materiał i zaczęłam rozsuwać suwak umieszczony po prawej stronie coś się zepsuło i nie mogłam go rozsunąć. Po kilku nieudanych próbach postanowiłam poprosić jedną z sprzedawczyni o pomoc. Wyszłam z przymierzalni i udałam się w stronę kas.
-Przepraszam, czy mogłaby mi Pani pomóc w rozsunięciu tej sukienki. Coś stało się ze suwakiem i nie mogę go rozsunąć. - powiedziałam z zakłopotaniem. Musiałam wyglądać okropnie w sukience, trampkach wraz z białymi skarpetkami i niedbałym koku.
-Oczywiście. Podejdź proszę.
Tak też zrobiłam. Kobieta około dwudziestu paru lat poprosiła mnie, abym odwróciła się do niej bokiem i uniosła rękę. Stojąc tak dziwnie się czułam. Wydawało mi się, że wszyscy ludzie znajdujący się w pomieszczeniu mi się przyglądają. Kiedy po paru minutach w końcu udało się naprawić suwak, kobieta poprosiła mnie, abym narazie go nie zapinała, ponieważ w jego taśmie spinającej jest coś nie w porządku. Przytrzymałam więc dłonią materiał, aby mi nie spadł z ciała i ruszyłam w kierunku przymierzalni. Będąc już prawie na miejscu zderzyłam się z czymś twardym i upadłam na podłogę. Tak byłam przejęta tym, żeby trzymać sukienkę, że nie zauważyłam, iż tym ''czymś'' był nie kto inny jak Zayn. Kiedy spojrzał w moje oczy poczułam dziwne uczucie w brzuchu i nie było one przyjemne. Jego oczy miały rozszerzone źrenice i skanowały moją sylwetkę, aby nastepnie zatrzymać się na mojej twarzy.
-Widzę, że lubisz się przede mną płaszczyć. To już nie pierwszy raz. -powiedział z drwiną w głosie.
Zdziwiły mnie jego słowa. Myślałam, że skoro nie obrażał mnie w ciągu naszych dwóch ''spotkań'' to przynajmniej będzie wobec mnie obojętny.
-Przepraszam. Nie zauważyłam Cię. - powiedziałam ledwie słyszalnie i wstałam na równe nogi.
-Ej, czekaj. - zawołał kiedy miałam już odchodzić. Odwróciłam się w jego kierunku, ale od razu tego pożałowałam. - Nie było większych rozmiarów, że suwak Ci się nie dopina i musisz go trzymać?- powiedział z szyderczym śmiechem.
Nie odpowiedziałam tylko odwróciłam się w kierunku, do którego podążałam. Zabolało. Wiem, że może nie jestem szczupła, ale nie musiał tego tak dosłownie mówić. Wolałabyś, żeby skłamał? Tak. Nie. W ogóle czemu obchodzi mnie jego zdanie? Nie jest nikim ważnym. Nie każdy jest taki perfekcyjny jak on. Nie moja wina, że się taka urodziłam.
Wróciwszy do przymierzalni przebrałam się w swoje ciuchy, a następnie skierowałam się po wybrany wcześniej śpiwór i po zapłaceniu wyszłam ze sklepu.
Kupiłam jeszcze kilka rzeczy, które mogą mi się przydać podczas 2 tygodniowego wyjazdu i wróciłam do domu.



***

Niedziela minęła mi zwyczajnie. Rano poszłam do kościoła, a czas po południu spędziłam na czytaniu książek lub siedzeniem na laptopie. Wieczorem jeszcze raz sprawdziłam czy mam wszystko spakowane, a następnie poszłam wcześnie spać, aby się wyspać i być gotową na 6:00.



*** 

Jechałam właśnie z mamą w aucie, ponieważ autobusy nie kursowały tak wcześnie. Bardzo się stresowałam i chciałam mieć to już wszystko za sobą. To będzie bardzo długie 14 dni mojego życia. Czułam się bardzo zmęczona pomimo tego, że spałam prawie dziesięć godzin. Miałam podkrążone oczy i w każdej minucie mogłam zasnąć. Byłyśmy już blisko szkoły.
-Kochanie na pewno wszystko wzięłaś?
-Tak mamo, na pewno.
-Pamiętaj, żeby się do mnie dzwonić przynajmniej raz na dwa dni. No i uważaj na siebie.
-Dobrze mamo. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Kiedy zaparkowała na szkolnym parkingu, pożegnałam się z nią i ruszyłam w stronę szkoły. Znajdowało się już koło niej kilkoro uczniów. Zostało jeszcze 15 minut do zbiórki pewnie dlatego było ich tak niewielu. Wyciągnęłam rączkę z walizki i zaczęłam się z nią kierować w stronę ławki, aby móc na niej spokojnie poczekać na autobus i resztę. Pogoda była przyjemna. Nie było za gorąco, wiał lekki wiatr i pachniało jesienią.
Po kilku minutach pojawiła się grupa nauczycieli, którzy jadą jako opiekunowie. Zliczyli uczniów i zebrali oświadczenia. Następnie wszyscy pokierowali się do autobusu. Zajęłam miejsce na środku autobusu i usiadłam mając nadzieję, że nikt się do mnie nie przysiądzie. Na szczęście tak się stało. Wyjęłam z torby słuchawki i podłączyłam je do komórki. Po kilku chwilach usłyszałam rozbrzmiewającą piosenkę ''Take Me To Church''.



,,Take me to church
I'll worship like a dog at the shrine of your lies
I'll tell you my sins so you can sharpen your knife
Offer me that deathless death
Good God, let me give you my life'' 

Po kilku minutach moje zmęczenie wzięło górę i zapadłam w krainę Morfeusza.


***

Słyszałam głosy innych osób. Powoli rozchyliłam oczy i ujrzałam przed sobą jakąś postać. Chłopak zwrócony był w moim kierunku i wpatrywał się w moje oczy swoimi czekoladowymi. Miał ciemne, brązowe włosy i pełne usta. Musiałam zrobić dziwną minę, ponieważ chłopak zaczął się śmiać, chodź próbował to ukryć. Miał słodki uśmiech.
-Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona.
-Siedzę i patrzę na Ciebie. Słodko śpisz - uśmiechnął się, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Dlaczego tutaj siedzisz? - tylko o to byłam wstanie zapytać.
-Nauczycielka stwierdziła, że razem z moim kolegą zakłócamy ciszę i kazała mi się przesiąść do innej osoby, a że miejsce obok ciebie było wolne, dlatego je zająłem. Chyba nie masz nic przeciwko? - uśmiech z jego twarzy nie schodził nawet na moment.
-Nie, nie mam. - odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
-Skoro już nie śpisz, to może powiesz mi jak masz na imię?
-Emily, a ty?
-Liam. Miło mi Cię poznać Emily. - powiedział podając mi swoją dłoń, którą z chęcią przyjęłam.
Przez następne kilka godzin rozmawialiśmy na bardzo różne tematy. Liam zadawał bardzo dużo pytań. Jest naprawdę fajny i inny niż wszyscy. W jego towarzystwie czuje się swobodnie. Dowiedziałam się, że jest w tym samym wieku, co ja tylko na kierunku humanistycznym. Ma dwie siostry Ruth i Nicole. Lubi piłkę nożną i siatkówkę. Przyjaźni się z Lily, Mathem, o którym opowiadała mi Jess i nie ma dziewczyny. W przyszłości chciałby być pisarzem i publikować książki kryminalistyczne. Zaproponował mi, abym rozłożyła namiot obok niego, na co chętnie się zgodziłam, ponieważ nie ma tu Jess, z którą jedynie mogłabym spędzać czas.

Właśnie dojechaliśmy na miejsce. Liam pomógł mi wyjąć moją dosyć cieżką walizkę z bagażnika autobusu. Podziękowałam mu grzecznie i skierowaliśmy się we dwoje w stronę nauczycielki. 
-Patrz wasza opiekunka ma włosy jakby przed chwilą wyplątał się z nich nietoperz. Chyba, że udaję taką niepozorną to zwracam honor. - szepnął mi na ucho. Nie wiem czemu, ale bardzo mnie to rozśmieszyło i zaczęłam się śmiać. Nie był to może atrakcyjny śmiech, ale od dawna nie śmiałam się szczerze. Mój humor jednak uległ pogorszeniu kiedy usłyszałam za sobą głos Emmy stojącej wraz ze swoją ''ekipą''. 
-Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Taki ktoś jak ty znalazł przyjaciela i to jeszcze płci przeciwnej. - zadrwiła.
-Nie mogę uwierzyć, taki ktoś jak ty ma chłopaka. Czekaj pewnie jest z Tobą ze względu na wygląd, bo intelektem to ty nie grzeszysz. - powiedział Liam po czym objął mnie ramieniem i pociągnął w przeciwnym kierunku. Byłam zaskoczona tym, że stanął w mojej obronie. Odwróciłam się i zobaczyłam czerwoną twarz Emmy i dziwne spojrzenie Zayna kierowane w moją stronę. Jego szczęka była mocno zarysowana i napięta. To przeze mnie? Przecież nawet się nie odezwałam. Dziwak. Zresztą po co miałam się odzywać skoro on i tak ma o mnie zdanie takie jak reszta osób. 
-Dziękuje. - powiedziałam nieśmiało do Liama, kiedy nieco oddaliliśmy się od Emmy. 
-Nie ma sprawy. Nie powinnaś dawać się obrażać innym, a zwłaszcza takim osobom jak ta dziewczyna. 
-Łatwo powiedzieć. - powiedziałam pod nosem, chyba to usłyszał, ponieważ dodał :
-Nie przejmuj się, pomogę Ci. - powiedział ściskając mocniej moje ramię. Dopiero wtedy zauważyłam, że nadal mnie za mnie trzyma. Poczułam się niekomfortowo, ale postanowiłam nic nie mówić, ponieważ kilka chwil temu stanął w mojej obronie. 
Może ta wycieczka nie będzie taka straszna jak się wydawała? Mam nadzieję. Liam wydaje się naprawdę dobrym kolegą. Jednak chyba tylko kolegą. Nie wyobrażam sobie go jako kogoś innego. Nie myślę o nim w ten sposób. 

_________________________________________________________________

W następnym rozdziale postaram się, aby było więcej Zayna. Proszę o szczere opinię w komentarzach. Dziękuje za 500 wyświetleń ! :* 

Magda K xx.

3 komentarze:

  1. Wow! MIAZGA! :** POPROSTU CUDO! PISZ SZYBKO!♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Baardzo mi się podoba!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się ;-))
    Czekam na next ;D
    Zapraszam http://amor-azul-mi-cuento.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń